Translate

piątek, 28 grudnia 2012

Założyłam nowego bloga na którym będę prowadziła tylko jedno opowiadanie :)
Wpadajcie ;) 
http://tajemnicawiecznosci.blogspot.com/

wtorek, 25 grudnia 2012

" Amy " 3
- Musimy porozmawiać. - Tata spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem .
- No zauważyłam . - Odwzajemniłam jego spojrzenie. - Ale najpierw powiesz mi co on tutaj robi !
- Nie krzycz, ok - Powiedział miłym głosem Nick. - Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
- Ty, a co ty masz do tego ?
- Dużo. - Zbliżył się do mnie niebezpiecznie. - Bardzo dużo
Momentalnie odsunęłam się od niego. Obleciał mnie znajomy strach, znajome uczucie. Kurde on mi kogoś przypominał, nagle przeszedł mnie dziwny zimny wewnętrzny wiatr. Nie on mi nikogo nie przypominał, on był kimś kogo dobrze znałam, ale kim. Tak ja go na pewno znałam, tylko skąd. I dlaczego dopiero teraz to zauważyłam. To było pokręcone, za bardzo, nawet jak dla mnie.
 - April. - Zaczął Ojciec. - Ja wiem że to dla ciebie musi być trudne ale. - Podrapał się po głowie. - Nie jesteś taka jak wszyscy.
- Czekaj, czekaj. - Przerwałam mu. - Co.
- Istnieje inny świat.- Nick usiadł ciężko na krześle. - Świat magi i demonów
- Dobra, chcesz mi powiedzieć że jestem jak Harry Potter.
- Nie, to jest inny świat, dość podobny ale inny.
Nie to była już przesada.
- A ty do niego należysz. - Tata spojrzał na mnie. - Jesteś czarownicą.
- Harry Potter ? - Spojrzałam z wyrzutem na tatę.
- Nie. - Podszedł do mnie. - Nie kochanie, to bardziej skomplikowane. To jest trudne do zrozumienia nawet   jak dla mnie, więc masz prawo nie kojarzyć żadnych faktów z przeszłości.
- Hola, hola. - Odsunęłam się. - Jakich faktów, jakiej przeszłości ?
- April...., słońce. - Schował twarz w dłonie. - Zrozumiesz.
Bum. Drzwi do ogrodu prawie wypały z futryny . Czarny kolor tu, czarny kolor tam. Coś co wpadło do domu przemieszczało się z prędkością światła. Raz stał obok taty, raz obok Nicka, a raz obok mnie. - Nie zdobędziesz jej ona należy do mnie. - Tata wrzeszczał tak głośno, że miała wrażenie iż stracę słuch. Czarna wizja przerodziła się w postać mężczyzny.
O Jezu.
To był ten mężczyzna z autobusu. Ten sam, czarne włosy, czarne oczy, dziary, kolczyk w uchu i te usta.
Mężczyzna złapał mnie w pasie i z całe siły przyciągnął do siebie. Chciała się wyrwać, ale mój opór okazał się nieistotny, on była za silny. Zamknęłam oczy. Poczułam wiatr, prędkość. Otworzyłam oczy. Tylko teraz widziałam czarny magazyn. Ja i on.
Tysiące wielkich i mnejejszych pudeł. Leżałam na podłodze. A on opierał się o małe okno kończąc jabułko. Musiałam przyznać był nawet ładny. Ale miał swój typ urody niegrzeczny  chłopak.
Olśniło mnie.
- Co ja tutaj robię. - W natychmiastowym tępię podniosłam się z podłogi. - Co....
- Słońce. - Urwał mi. - Co tak agresywnie. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale po co te krzyki, kochanie.
Byłam wkurzona, a zarazem przestraszona, moje nogi była jak galareta. Nie mogłam pojąć co tutaj robiłam, tego co stało się w domu tego co mówił tata i w ogóle Nick, ten mężczyzna z autobusy. Oni wszyscy byli podobni coś ich ze sobą łączyło coś dużego, ale ja nie myślałam racjonalnie, to było za dużo, za dużo nawet jak dla mnie. - Jak ty się nazywasz ? - Starałam nie patrzeć mu w oczy.
- Amy, skarbie. - Uśmiechnął się zawadiacko i wyrzucił ogryzek na podłogę. - Nie długo wszystko sobie przypomnisz, nie martw się to kwestia dwóch ewentualnie trzech tygodni.
- Co, co i co. Co ty do mnie mówisz, co to w ogóle jest ? - Mój głos był tak ciężki jak nigdy. - Jezus Maria co to za gówno jest co to w ogóle....
- Cii...... - Przerwał mi przykładając palec do moich ust. - Słońce, nie poć się tak.
Nie to było już maximum. - Nie ja wychodzę.
Amy złapał mnie za rękę. - April, wiem że chcesz poznać prawdę. - Teraz jego głos brzmiał poważnie, naprawdę, a czarne oczy onieśmieliły by nawet noc.
- Dobrze. - Nie wiedząc dlaczego poddałam mu się, on mnie przyciągał, on mnie pociągał choć znałam go zaledwie pół godziny.


piątek, 21 grudnia 2012

 " Tato skąd wy się znacie." 2
Spojrzałam na zaparowaną szybę autobusu, zastanawiając się co dalej. Pewne było życie, ale życie bez sensu. Nie miałam pojęcia gdzie jechać. Do domu, a może, zresztą co mi tam. Założyłam  skórzaną kurtkę z ćwierkami, po czym poprawiłam sznurówki w glanach.
- Mogę. - Usłyszałam męski głos nad sobą.
- Tak. - Po czym się odwróciłam .
Przede mną stał wysoki mężczyzna w czarnych glanach, skórzanej kurtce i dziurawych spodniach. Usiadł obok mnie.
- Coś zemną nie tak ? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Nie, nie sorry. - Odsunęłam się od niego. - Mam zły dzień.
- Ja też. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ale mojego nie przebijesz. - Spojrzałam na niego. Miał taki radosny uśmiech. A oczy tak wielkie jakich dotąd nie widziałam. Był inny, taki przyjazny a za razem stanowczy.
Zauważył, że przyglądam mu się od dłuższej chwili. Wykrzywił usta na znak zdziwienia.
- O co ci chodzi ? - Spytałam unikając jego oczu.
- Wow. - Zaśmiał się. -  Czy ja naprawdę mam  coś na twarzy. 
-  Nie. O patrz muszę już wysiadać. - Autobus zatrzymał się naprzeciwko mojego domu.
- Zobaczymy się jeszcze ?
- Nie raczej nie.
Wysiadłam. Spojrzałam na werandę. Leżał tam list. Podniosłam go. Biała koperta miała tak aromatyczny zapach ja wazon róż. Delikatnie otworzyłam kopertę.
Śmierć jest bliżej niż myślisz.
 Niedługo dowiesz się kto.
Dobra to było przerażające, ale nie mogłam wpaść w panikę. Panika co prawda była w moim stylu ale bez przesady. Mogłam założyć się, że jakieś nakręcone dzieciaki chciały jakoś się zabawić, a raczej czyimś kosztem. Moim kosztem. Kosztem mojej zrytej psychiki.
Otworzyłam wielkie frontowe drzwi i uderzyła mnie woń pieczonego mięsa. Rzuciłam torbę na podłogę i minęłam ciągnący się w nieskończoność przedpokój.
- Tato. - Zawołałam mijając framugę.
- Chodź tu na chwile. 
Podeszłam do niego bliżej i zobaczyłam go siedział na krześle. Taki sam jak w szkole. Z takim samym zadziornym wyrazem twarzy jak wcześniej. Tak samo przyjemnie pachniał. Jego oczy miały taki sam piękny szkarłatny odcień. A usta ten sam blado różowy kolor.
- Co on tutaj robi ? - Spojrzałam na tatę wzrokiem podtytułem " Czegoś mi nie mówisz". - Tato skąd wy się znacie.

piątek, 7 grudnia 2012

To jest nowe opowiadanie które teraz naprawdę będę kontynuować.
Rozdział 1
Marmurowe kafelki, o zimnej posturze dogłębnie przenikały moją dusze. Ściany wykonane z czarnego marmuru, nie dodawały zbyt wiele przytulności temu miejscu. Chłód czułam już na własnej skórze. Moja czerwona długa suknia ciągnęła swą tkaninę tak dumnie iż przez chwilę poczułam się jak ktoś ważny.
 - Hadesie... - Zaczęła kobieta prowadząca mnie na salę. - Oto i ona, została złapana na przystani.
Mężczyzna o wielkiej posturze wstał ze złotego tronu. Podnosząc się jego czarne włosy wręcz zatańczyły z wiatrem.
 - Hym..... - Wzdychnął - Co tu z tobą zrobić. Wyglądasz niewinnie a jednak.
Zbliżył się do mnie tak blisko, że poczułam jego lodowaty oddech. Dotknął moich czarnych kręconych włosów. Dotknął mojej szyj. Po czym spojrzał na mnie poważnie.
 - Nic nie powiesz. Bo wydawało mi się że jesteś rozgadana. - Podszedł niebezpiecznie blisko. - Rozśmieszasz mnie. Po prostu chcę mi się płakać ze śmiechu.
- To ty mnie rozśmieszasz. - Odpowiedziałam - Jeżeli myślisz, że cokolwiek ci powiem.....- Urwałam bo zdałam sobie sprawę iż Hades znikł.
Zostałam sama jak palec. Teraz wielka sala wydała się taka mała. Tron błyszczał jak milion małych diamencików. Ogólnie w całym pomieszczeniu przeważała czerń. Tak na prawdę stał tam tylko tron.
 - Nie wiem czy wiesz ale furię miały ostatnio dużo roboty z tobą. - Powiedział zdyszany Hades. A nawet powiem więcej Zeus jest oburzony twoją postawą.
- Jak tak sądzicie to powiedzcie to Minosowi ! - Krzyknęłam i poprawiłam złotą opaskę na włosach- A po za tym co on ma do furii. Przecież ziemia nie jest zagrożona przez jakiś mały incydent. Furią zależy na Persefonie, zresztą od lat próbują ją dopaść i jak na razie bez skutku.
 - Ale to jego nie moje zdanie. Jeżeli sądzisz że znajdziesz u mnie poparcie to się mylisz.
 - Dobra, nie poć się tak bo mi tu jeszcze na zawał padniesz.- Powiedziałam z uśmiechem na zębach. - Ale Persefoną zajmują się Morje więc po co kazałeś mnie tu ściągać z nad brzegu Acheronu drogi Hadesie.
Spojrzał na mnie tym swoim lodowatym wzrokiem podtytułem " Ta chwila może być twoją ostatnią".
 - Nie chodzi mi o Persefonę ? - Rzekł dość poważnym głosem. - Tylko o ciebie.
Zbladłam. Jego strój był tak mroczny że sam jego widok mnie przerażał .
Obudziłam się. Na szczęście przed oczami zobaczyłam mój własny pokój. Błękitne ściany. Mnóstwo zdjęć oprawionych w różnego rodzaju kolorowe ramki. Pod oknem małe drewniane biurko, a na nim chyba tysiące książek. Mieszkałam na wschodnim wybrzeżu Staten Island, Miała dość nie daleko do New Jersey, więc do szkoły uczęszczałam do owej miejscowości.
 - April, wstawaj - Krzyknął tata po czym wdrapał do mojego pokoju po stromych schodach. - Kurde, cieszysz się co ? Pierwszy dzień w nowej szkole ?
- Tak. - Skłamałam - Bardzo.
Kłamałam i to bardzo, tak na prawdę bałam się pójść do nowej szkoły. Zmiana szkoły nie była najlepszym pomysłem choćby ze względu iż była połowa listopada.
 - Wiem że pewnie czujesz się nieswojo w tej sytuacji. - Powiedział z troską.
Tak, to prawda czułam się nieswojo a wręcz okropnie. Musiałam zdecydować się na tak drastyczne rozwiązanie, z powodu bardzo ale to bardzo silnego konfliktu w klasie. Ogólniak Loren Smith, do którego chodziłam, no właśnie chodziłam był tak zwanym spełnieniem marzeń każdego licealisty. Za to ogólniak Abrahama Lincolna, uuu bałam się pomyśleć ilu ćpunów tam się roi.
 Tata ubrany był, a zresztą ubierał się tak zawszę. Biała koszula, czerwony krawat i szara marynarka. Miał blond krótkie włosy.
Wstałam i ubrałam się w zieloną koszulę wiązaną w pasie na kokardę. Szare rurki i czarne trampki za kostkę.
Wsiadłam do autobusu i wysiadłam przed szkołą.
 - Dam radę. - Powtarzałam sobie po cichu.
Weszłam. Przed oczyma miałam długi korytarz w kolorach czerwono niebieskim. Spojrzałam na kartkę i sprawdziłam gdzie mam właśnie lekcje.
 - Hej - Przestraszyłam się - Jesteś za pewne April Hause.
 - No, no  tak to ja.
 - To miło. - Odrzekła z uśmiechem od ucha do ucha. -  Ja nazywam się Amanda Green i mam zadanie zapoznać cię z naszą świątynią nauki.- Po tych słowach wybuchła śmiechem. - No dobra, dobra nie pierdzielmy głupot, z naszą budą. - Uśmiechnęła się do mnie
Amanda była wysoką rudowłosą pięknością. Jej zielone oczy i krągłe kształty upodabniały ją do Wenus z mitologi. Miała na sobie ołówkową krótką spódniczkę w szarym kolorze i zielony top bez ramion na co zarzuciła brązowy sweterek z łatkami na łokciach.
Zaprowadziła mnie pod salę 216 i zaczęła macać moje czarne kręcone włosy do łokci.
- Też takie chcę. - Krzyknęła Amanda szarpiąc moje włosy. - Jak ty możesz mieć takie włosy.
Spojrzałam na nią z uśmiechem na ustach.
- A, tak choć przedstawię ci wszystkich. - Zaczęła po czym szarpnęła mnie za rękę i poprowadziła w małą grupkę ludzi.
Najpierw pokazała mi trzy dziewczynie które wyglądały zadziwiająco podobnie. Wszystkie miały blond włosy i niebieskie oczy lecz ich stroje różniły się kolorami.
Zadzwonił dzwonek. Do sali wszedł nauczyciel historii. Był niskim o dużej budowie brunetem. Spojrzał na mnie wesoło i krzyknął :
- April Hause - Zaczął - Tak , tak usiądź proszę koło Nicka.- Wskazał na wysokiego czarnowłosego mężczyznę o wielkich czarnych oczach.
Usiadłam i spojrzałam się na niego.
- Hej - Powiedziałam.
Spojrzał na mnie tak lodowatym wzrokiem iż przeszły mnie dreszcze.
Gościu od historii nazywał się mr. Long. Mi też się to skojarzyło ale ok.
- No to moi drodzy! - Krzyknął. - W takich parach w jakich siedzicie będziecie pracowali. Zadanie polega na tym że - Podrapał się po plecach. - Musicie sporządzić drzewo genealogiczne waszych rodzisz. Lecz - Podkreślił to słowo - Musicie skupić się na waszej codzienności. Wymieńcie się notatkami o was, macie pisać na nich całą prawdę, no to zaczynajcie. -Krzyknął jeszcze głośniej.
Spojrzałam na Nicka pytająco, po czym wyjęłam kartkę by zapisać na niej swoje sugestie, gdy on przemówił.
 - Imię? - Spytał.
 - April.
 - Z charakteru nieułożona niezdyscyplinowana, chcąca bez skutku rozwalić system, nie pchająca się do pierwszego rzędu aparatka. - Powiedział tak płynnie jak by znał mnie od wieków, albo czytał mi w myślach.
- Nie prawda. - Szybko skłamałam.
Jak on mógł wszystko o mnie wiedzieć. Nie pewnie zgadywał.
 - Rodzina? - Spytał łobuzersko. - No wiesz rodzeństwo, rodzice razem?
 - Mam dwóch braci. - Zaczęłam. - Jeden ma sześć lat a drugi jest na studiach.
 - Ojciec i matka ?
 - Tata jest prawnikiem, a mama nie żyję . - Powiedziałam dość niechętnie.
 - Jak? - Zapytał i spojrzał zaciekawiony.
 - Co jak? - Spojrzałam na niego
 - Jak zginęła ?
Spojrzałam na niego osłupiała.
 - Pytasz się mnie jak umarła moja mama? - Krzyknęła cicho.
 - Tak. - Odparł zdecydowanie.
 - To trochę nie uprzejmie z twojej strony.
 - Dlaczego ?
 - Umarła na raka.
 - Białaczka ?
 Spojrzałam na niego wzrokiem podtytułem " Co " !.
- Białaczka. - Powiedział.
Zadzwonił dzwonek. Nick, podszedł do mnie wyciągnął czerwony pisak i napisał mi na nadgarstku swój numer telefonu....
- Nie zadzwonię. Nigdy! - Krzyknęłam.
Amanda złapała mnie za rękę :
- Chodź laska idziemy
- Ja muszę iść do domu sorry.
Wyszłam z budynku i pokierowałam się w stronę przystanku. Patrzyłam przed siebie gdy spostrzegłam Nicka. Kłócił się z jakimś mężczyzną a czarnym płaszczu. Blondyn wymachiwał rękoma i krzyczał coś niewyraźnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Spojrzał na mnie. Odwrócił się do Nicka, pokazał na mnie i powiedział coś. Zaczął iść w moją stronę. Autobus zajechał na przystanek, zdążyłam wejść i odjechać.

sobota, 1 grudnia 2012

Trzecia część : )
     Warszawa.19. październik. 22
Drogi Pamiętniku !
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść 
Niepokonanym 
Wśród tandety lśniąc jak diament 
Być zagadką, ktorej nikt 
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas

To znowu ja. Kurde, wszystko wróciło. Wszystko, nawet nie wiesz jak to boli. On też wrócił wrócił z każdą nocą. Staram się go unikać lecz nie potrafię.
Pamiętam jak wtedy odwiózł mnie do domu. Jak dał mi swój numer i powiedział że mogę dzwonić kiedy chcę. Wierzyłam   mu.
Wróciłam do domu to była chyba dziesiąta wieczorem. Mieszkałam na strzeżonym osiedlu. 
Moja matka była osobą dziwną. Nienawidziłam jej tak bardzo mocno. Jej imię Anna wzbudzało w moich uszach obrzydzenie. Urodziła mnie jak miała siedemnaście lat. Mój ojciec zginął przed moim narodzinami. Wszyscy ludzie w naszym miasteczku, uważali ją za idealną matkę. Robiła dobre wrażenie. To ja byłam jej kulą u nogi. To ja jak sama kiedyś powiedziała zniszczyłam jej życie. To bolało pozorne szczęście, pozorna radość. 
Z niechęcią przekroczyłam próg mojego domu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja matka i sąsiad z  góry.  Matka siedziała mu na kolanach. Nie zwrócili na mnie uwagi olali mnie. 
Sąsiad nazywał się Stefan, z tego co wiedziałam. Miał syna który miał dwadzieścia lat i przyrodnią córkę która też miał 19 lat. Eliza, jego przyrodnia córka mieszkała w poznaniu wyjechała na studia. Za to syn, kurde jaki on był ładny, pamiętam jak wszystkie moje koleżanki się w nim podkochiwały. Ale ja nie wiem dlaczego nigdy nie czułam do niego nic specjalnego, miał na imię Kuba.
Spojrzałam na nich poirytowana po czym krzyknęłam :
- Hello, ja tu jestem !
Matka, jak gdyby nigdy nic wstała z kolan Stefana i podeszła do mnie.
- O co ci do cholery  chodzi?! - Krzyknęła.
- O to! - Wskazałam na mężczyznę. - O to mi do cholery chodzi!
- Nie nie będziesz mi gówniaro w domu przeklinała. - Wrzasnęła - Wynoś się!
- Dobrze!
Wzięłam torbę i wyszłam. Weszłam piętro do góry zapukałam pod dwunastkę. Otworzył Kuba. Spojrzał się na mnie pytająco.
- Nie pytaj.
- Stefan I Anka ? - Spytał. - Po czym nie nie powiedział tylko otworzył drzwi.
Podał mi butelkę wina. Rozwaliłam się na jego czerwonej sofie. Napiłam się, podałam mu butelkę po czym on zrobił to samo.
- Życie to gówno. - Powiedział. - Wiesz jak on mnie wkurza. Gdyby nie te cholerne studia już dawno bym z nim nie mieszkał. Gościu na totalnie wszystko mi żydzi.
- Weź, to zamień się zemną. Moja matka to jakaś kara. Ja w tamtym życiu byłam chyba Hitlerem. Nie wiem dlaczego ktoś aż tak mnie każe. - Wyżaliłam się. - Daj to wino.
Nie zdawałam sobie sprawy jak on bardzo mi pomagał. Jaką był dla mnie podpórką.
- Kuba, mam prośbę.
- Słucham ciebie.
- Nauczyłbyś mnie jeździć na motorze .
- Co..
-Proszę 
-Zastanowię się...
Przez jakieś półgodziny śmialiśmy się z naszego życia. Po czym zasnęliśmy.
On był tak ładny miał brązowe kręcone włosy, był wysoki i umięśniony. Był po prostu typowym skatem.

Rano.... obudziły nas drzwi. W pewnej chwili  w drzwiach stanęła dziewczyna Kuby Angelika. Spojrzała się na nas z niedowierzaniem. Może jednym  z powodów ów zachowania był fakt iż leżałam na chłopaku przykryta kocem. Sytuacja wyglądała jednoznacznie. Kuba i ja spojrzeliśmy się na siebie po czym szybko wstaliśmy. Kuba pobiegł za dziewczyną. A ja zostałam tam sama, było mi na prawdę wstyd, ale cóż ja nie złego nie zrobiłam.
Maja.