Rozdział 1
Marmurowe kafelki, o zimnej posturze dogłębnie przenikały moją dusze. Ściany wykonane z czarnego marmuru, nie dodawały zbyt wiele przytulności temu miejscu. Chłód czułam już na własnej skórze. Moja czerwona długa suknia ciągnęła swą tkaninę tak dumnie iż przez chwilę poczułam się jak ktoś ważny.- Hadesie... - Zaczęła kobieta prowadząca mnie na salę. - Oto i ona, została złapana na przystani.
Mężczyzna o wielkiej posturze wstał ze złotego tronu. Podnosząc się jego czarne włosy wręcz zatańczyły z wiatrem.
- Hym..... - Wzdychnął - Co tu z tobą zrobić. Wyglądasz niewinnie a jednak.
Zbliżył się do mnie tak blisko, że poczułam jego lodowaty oddech. Dotknął moich czarnych kręconych włosów. Dotknął mojej szyj. Po czym spojrzał na mnie poważnie.
- Nic nie powiesz. Bo wydawało mi się że jesteś rozgadana. - Podszedł niebezpiecznie blisko. - Rozśmieszasz mnie. Po prostu chcę mi się płakać ze śmiechu.
- To ty mnie rozśmieszasz. - Odpowiedziałam - Jeżeli myślisz, że cokolwiek ci powiem.....- Urwałam bo zdałam sobie sprawę iż Hades znikł.
Zostałam sama jak palec. Teraz wielka sala wydała się taka mała. Tron błyszczał jak milion małych diamencików. Ogólnie w całym pomieszczeniu przeważała czerń. Tak na prawdę stał tam tylko tron.
- Nie wiem czy wiesz ale furię miały ostatnio dużo roboty z tobą. - Powiedział zdyszany Hades. A nawet powiem więcej Zeus jest oburzony twoją postawą.
- Jak tak sądzicie to powiedzcie to Minosowi ! - Krzyknęłam i poprawiłam złotą opaskę na włosach- A po za tym co on ma do furii. Przecież ziemia nie jest zagrożona przez jakiś mały incydent. Furią zależy na Persefonie, zresztą od lat próbują ją dopaść i jak na razie bez skutku.
- Ale to jego nie moje zdanie. Jeżeli sądzisz że znajdziesz u mnie poparcie to się mylisz.
- Dobra, nie poć się tak bo mi tu jeszcze na zawał padniesz.- Powiedziałam z uśmiechem na zębach. - Ale Persefoną zajmują się Morje więc po co kazałeś mnie tu ściągać z nad brzegu Acheronu drogi Hadesie.
Spojrzał na mnie tym swoim lodowatym wzrokiem podtytułem " Ta chwila może być twoją ostatnią".
- Nie chodzi mi o Persefonę ? - Rzekł dość poważnym głosem. - Tylko o ciebie.
Zbladłam. Jego strój był tak mroczny że sam jego widok mnie przerażał .
Obudziłam się. Na szczęście przed oczami zobaczyłam mój własny pokój. Błękitne ściany. Mnóstwo zdjęć oprawionych w różnego rodzaju kolorowe ramki. Pod oknem małe drewniane biurko, a na nim chyba tysiące książek. Mieszkałam na wschodnim wybrzeżu Staten Island, Miała dość nie daleko do New Jersey, więc do szkoły uczęszczałam do owej miejscowości.
- April, wstawaj - Krzyknął tata po czym wdrapał do mojego pokoju po stromych schodach. - Kurde, cieszysz się co ? Pierwszy dzień w nowej szkole ?
- Tak. - Skłamałam - Bardzo.
Kłamałam i to bardzo, tak na prawdę bałam się pójść do nowej szkoły. Zmiana szkoły nie była najlepszym pomysłem choćby ze względu iż była połowa listopada.
- Wiem że pewnie czujesz się nieswojo w tej sytuacji. - Powiedział z troską.
Tak, to prawda czułam się nieswojo a wręcz okropnie. Musiałam zdecydować się na tak drastyczne rozwiązanie, z powodu bardzo ale to bardzo silnego konfliktu w klasie. Ogólniak Loren Smith, do którego chodziłam, no właśnie chodziłam był tak zwanym spełnieniem marzeń każdego licealisty. Za to ogólniak Abrahama Lincolna, uuu bałam się pomyśleć ilu ćpunów tam się roi.
Tata ubrany był, a zresztą ubierał się tak zawszę. Biała koszula, czerwony krawat i szara marynarka. Miał blond krótkie włosy.
Wstałam i ubrałam się w zieloną koszulę wiązaną w pasie na kokardę. Szare rurki i czarne trampki za kostkę.
Wsiadłam do autobusu i wysiadłam przed szkołą.
- Dam radę. - Powtarzałam sobie po cichu.
Weszłam. Przed oczyma miałam długi korytarz w kolorach czerwono niebieskim. Spojrzałam na kartkę i sprawdziłam gdzie mam właśnie lekcje.
- Hej - Przestraszyłam się - Jesteś za pewne April Hause.
- No, no tak to ja.
- To miło. - Odrzekła z uśmiechem od ucha do ucha. - Ja nazywam się Amanda Green i mam zadanie zapoznać cię z naszą świątynią nauki.- Po tych słowach wybuchła śmiechem. - No dobra, dobra nie pierdzielmy głupot, z naszą budą. - Uśmiechnęła się do mnie
Amanda była wysoką rudowłosą pięknością. Jej zielone oczy i krągłe kształty upodabniały ją do Wenus z mitologi. Miała na sobie ołówkową krótką spódniczkę w szarym kolorze i zielony top bez ramion na co zarzuciła brązowy sweterek z łatkami na łokciach.
Zaprowadziła mnie pod salę 216 i zaczęła macać moje czarne kręcone włosy do łokci.
- Też takie chcę. - Krzyknęła Amanda szarpiąc moje włosy. - Jak ty możesz mieć takie włosy.
Spojrzałam na nią z uśmiechem na ustach.
- A, tak choć przedstawię ci wszystkich. - Zaczęła po czym szarpnęła mnie za rękę i poprowadziła w małą grupkę ludzi.
Najpierw pokazała mi trzy dziewczynie które wyglądały zadziwiająco podobnie. Wszystkie miały blond włosy i niebieskie oczy lecz ich stroje różniły się kolorami.
Zadzwonił dzwonek. Do sali wszedł nauczyciel historii. Był niskim o dużej budowie brunetem. Spojrzał na mnie wesoło i krzyknął :
- April Hause - Zaczął - Tak , tak usiądź proszę koło Nicka.- Wskazał na wysokiego czarnowłosego mężczyznę o wielkich czarnych oczach.
Usiadłam i spojrzałam się na niego.
- Hej - Powiedziałam.
Spojrzał na mnie tak lodowatym wzrokiem iż przeszły mnie dreszcze.
Gościu od historii nazywał się mr. Long. Mi też się to skojarzyło ale ok.
- No to moi drodzy! - Krzyknął. - W takich parach w jakich siedzicie będziecie pracowali. Zadanie polega na tym że - Podrapał się po plecach. - Musicie sporządzić drzewo genealogiczne waszych rodzisz. Lecz - Podkreślił to słowo - Musicie skupić się na waszej codzienności. Wymieńcie się notatkami o was, macie pisać na nich całą prawdę, no to zaczynajcie. -Krzyknął jeszcze głośniej.
Spojrzałam na Nicka pytająco, po czym wyjęłam kartkę by zapisać na niej swoje sugestie, gdy on przemówił.
- Imię? - Spytał.
- April.
- Z charakteru nieułożona niezdyscyplinowana, chcąca bez skutku rozwalić system, nie pchająca się do pierwszego rzędu aparatka. - Powiedział tak płynnie jak by znał mnie od wieków, albo czytał mi w myślach.
- Nie prawda. - Szybko skłamałam.
Jak on mógł wszystko o mnie wiedzieć. Nie pewnie zgadywał.
- Rodzina? - Spytał łobuzersko. - No wiesz rodzeństwo, rodzice razem?
- Mam dwóch braci. - Zaczęłam. - Jeden ma sześć lat a drugi jest na studiach.
- Ojciec i matka ?
- Tata jest prawnikiem, a mama nie żyję . - Powiedziałam dość niechętnie.
- Jak? - Zapytał i spojrzał zaciekawiony.
- Co jak? - Spojrzałam na niego
- Jak zginęła ?
Spojrzałam na niego osłupiała.
- Pytasz się mnie jak umarła moja mama? - Krzyknęła cicho.
- Tak. - Odparł zdecydowanie.
- To trochę nie uprzejmie z twojej strony.
- Dlaczego ?
- Umarła na raka.
- Białaczka ?
Spojrzałam na niego wzrokiem podtytułem " Co " !.
- Białaczka. - Powiedział.
Zadzwonił dzwonek. Nick, podszedł do mnie wyciągnął czerwony pisak i napisał mi na nadgarstku swój numer telefonu....
- Nie zadzwonię. Nigdy! - Krzyknęłam.
Amanda złapała mnie za rękę :
- Chodź laska idziemy
- Ja muszę iść do domu sorry.
Wyszłam z budynku i pokierowałam się w stronę przystanku. Patrzyłam przed siebie gdy spostrzegłam Nicka. Kłócił się z jakimś mężczyzną a czarnym płaszczu. Blondyn wymachiwał rękoma i krzyczał coś niewyraźnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Spojrzał na mnie. Odwrócił się do Nicka, pokazał na mnie i powiedział coś. Zaczął iść w moją stronę. Autobus zajechał na przystanek, zdążyłam wejść i odjechać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz