Założyłam nowego bloga na którym będę prowadziła tylko jedno opowiadanie :)
Wpadajcie ;)
http://tajemnicawiecznosci.blogspot.com/
Translate
piątek, 28 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
" Amy " 3
- Musimy porozmawiać. - Tata spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem .- No zauważyłam . - Odwzajemniłam jego spojrzenie. - Ale najpierw powiesz mi co on tutaj robi !
- Nie krzycz, ok - Powiedział miłym głosem Nick. - Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
- Ty, a co ty masz do tego ?
- Dużo. - Zbliżył się do mnie niebezpiecznie. - Bardzo dużo
Momentalnie odsunęłam się od niego. Obleciał mnie znajomy strach, znajome uczucie. Kurde on mi kogoś przypominał, nagle przeszedł mnie dziwny zimny wewnętrzny wiatr. Nie on mi nikogo nie przypominał, on był kimś kogo dobrze znałam, ale kim. Tak ja go na pewno znałam, tylko skąd. I dlaczego dopiero teraz to zauważyłam. To było pokręcone, za bardzo, nawet jak dla mnie.
- April. - Zaczął Ojciec. - Ja wiem że to dla ciebie musi być trudne ale. - Podrapał się po głowie. - Nie jesteś taka jak wszyscy.
- Czekaj, czekaj. - Przerwałam mu. - Co.
- Istnieje inny świat.- Nick usiadł ciężko na krześle. - Świat magi i demonów
- Dobra, chcesz mi powiedzieć że jestem jak Harry Potter.
- Nie, to jest inny świat, dość podobny ale inny.
Nie to była już przesada.
- A ty do niego należysz. - Tata spojrzał na mnie. - Jesteś czarownicą.
- Harry Potter ? - Spojrzałam z wyrzutem na tatę.
- Nie. - Podszedł do mnie. - Nie kochanie, to bardziej skomplikowane. To jest trudne do zrozumienia nawet jak dla mnie, więc masz prawo nie kojarzyć żadnych faktów z przeszłości.
- Hola, hola. - Odsunęłam się. - Jakich faktów, jakiej przeszłości ?
- April...., słońce. - Schował twarz w dłonie. - Zrozumiesz.
Bum. Drzwi do ogrodu prawie wypały z futryny . Czarny kolor tu, czarny kolor tam. Coś co wpadło do domu przemieszczało się z prędkością światła. Raz stał obok taty, raz obok Nicka, a raz obok mnie. - Nie zdobędziesz jej ona należy do mnie. - Tata wrzeszczał tak głośno, że miała wrażenie iż stracę słuch. Czarna wizja przerodziła się w postać mężczyzny.
O Jezu.
To był ten mężczyzna z autobusu. Ten sam, czarne włosy, czarne oczy, dziary, kolczyk w uchu i te usta.
Mężczyzna złapał mnie w pasie i z całe siły przyciągnął do siebie. Chciała się wyrwać, ale mój opór okazał się nieistotny, on była za silny. Zamknęłam oczy. Poczułam wiatr, prędkość. Otworzyłam oczy. Tylko teraz widziałam czarny magazyn. Ja i on.
Tysiące wielkich i mnejejszych pudeł. Leżałam na podłodze. A on opierał się o małe okno kończąc jabułko. Musiałam przyznać był nawet ładny. Ale miał swój typ urody niegrzeczny chłopak.
Olśniło mnie.
- Co ja tutaj robię. - W natychmiastowym tępię podniosłam się z podłogi. - Co....
- Słońce. - Urwał mi. - Co tak agresywnie. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale po co te krzyki, kochanie.
Byłam wkurzona, a zarazem przestraszona, moje nogi była jak galareta. Nie mogłam pojąć co tutaj robiłam, tego co stało się w domu tego co mówił tata i w ogóle Nick, ten mężczyzna z autobusy. Oni wszyscy byli podobni coś ich ze sobą łączyło coś dużego, ale ja nie myślałam racjonalnie, to było za dużo, za dużo nawet jak dla mnie. - Jak ty się nazywasz ? - Starałam nie patrzeć mu w oczy.
- Amy, skarbie. - Uśmiechnął się zawadiacko i wyrzucił ogryzek na podłogę. - Nie długo wszystko sobie przypomnisz, nie martw się to kwestia dwóch ewentualnie trzech tygodni.
- Co, co i co. Co ty do mnie mówisz, co to w ogóle jest ? - Mój głos był tak ciężki jak nigdy. - Jezus Maria co to za gówno jest co to w ogóle....
- Cii...... - Przerwał mi przykładając palec do moich ust. - Słońce, nie poć się tak.
Nie to było już maximum. - Nie ja wychodzę.
Amy złapał mnie za rękę. - April, wiem że chcesz poznać prawdę. - Teraz jego głos brzmiał poważnie, naprawdę, a czarne oczy onieśmieliły by nawet noc.
- Dobrze. - Nie wiedząc dlaczego poddałam mu się, on mnie przyciągał, on mnie pociągał choć znałam go zaledwie pół godziny.
piątek, 21 grudnia 2012
" Tato skąd wy się znacie." 2
Spojrzałam na zaparowaną szybę autobusu, zastanawiając się co dalej. Pewne było życie, ale życie bez sensu. Nie miałam pojęcia gdzie jechać. Do domu, a może, zresztą co mi tam. Założyłam skórzaną kurtkę z ćwierkami, po czym poprawiłam sznurówki w glanach.- Mogę. - Usłyszałam męski głos nad sobą.
- Tak. - Po czym się odwróciłam .
Przede mną stał wysoki mężczyzna w czarnych glanach, skórzanej kurtce i dziurawych spodniach. Usiadł obok mnie.
- Coś zemną nie tak ? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Nie, nie sorry. - Odsunęłam się od niego. - Mam zły dzień.
- Ja też. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ale mojego nie przebijesz. - Spojrzałam na niego. Miał taki radosny uśmiech. A oczy tak wielkie jakich dotąd nie widziałam. Był inny, taki przyjazny a za razem stanowczy.
Zauważył, że przyglądam mu się od dłuższej chwili. Wykrzywił usta na znak zdziwienia.
- O co ci chodzi ? - Spytałam unikając jego oczu.
- Wow. - Zaśmiał się. - Czy ja naprawdę mam coś na twarzy.
- Nie. O patrz muszę już wysiadać. - Autobus zatrzymał się naprzeciwko mojego domu.
- Zobaczymy się jeszcze ?
- Nie raczej nie.
Wysiadłam. Spojrzałam na werandę. Leżał tam list. Podniosłam go. Biała koperta miała tak aromatyczny zapach ja wazon róż. Delikatnie otworzyłam kopertę.
Śmierć jest bliżej niż myślisz.
Niedługo dowiesz się kto.
Dobra to było przerażające, ale nie mogłam wpaść w panikę. Panika co prawda była w moim stylu ale bez przesady. Mogłam założyć się, że jakieś nakręcone dzieciaki chciały jakoś się zabawić, a raczej czyimś kosztem. Moim kosztem. Kosztem mojej zrytej psychiki.
Otworzyłam wielkie frontowe drzwi i uderzyła mnie woń pieczonego mięsa. Rzuciłam torbę na podłogę i minęłam ciągnący się w nieskończoność przedpokój.
- Tato. - Zawołałam mijając framugę.
- Chodź tu na chwile.
Podeszłam do niego bliżej i zobaczyłam go siedział na krześle. Taki sam jak w szkole. Z takim samym zadziornym wyrazem twarzy jak wcześniej. Tak samo przyjemnie pachniał. Jego oczy miały taki sam piękny szkarłatny odcień. A usta ten sam blado różowy kolor.
- Co on tutaj robi ? - Spojrzałam na tatę wzrokiem podtytułem " Czegoś mi nie mówisz". - Tato skąd wy się znacie.
piątek, 7 grudnia 2012
To jest nowe opowiadanie które teraz naprawdę będę kontynuować.
- Hadesie... - Zaczęła kobieta prowadząca mnie na salę. - Oto i ona, została złapana na przystani.
Mężczyzna o wielkiej posturze wstał ze złotego tronu. Podnosząc się jego czarne włosy wręcz zatańczyły z wiatrem.
- Hym..... - Wzdychnął - Co tu z tobą zrobić. Wyglądasz niewinnie a jednak.
Zbliżył się do mnie tak blisko, że poczułam jego lodowaty oddech. Dotknął moich czarnych kręconych włosów. Dotknął mojej szyj. Po czym spojrzał na mnie poważnie.
- Nic nie powiesz. Bo wydawało mi się że jesteś rozgadana. - Podszedł niebezpiecznie blisko. - Rozśmieszasz mnie. Po prostu chcę mi się płakać ze śmiechu.
- To ty mnie rozśmieszasz. - Odpowiedziałam - Jeżeli myślisz, że cokolwiek ci powiem.....- Urwałam bo zdałam sobie sprawę iż Hades znikł.
Zostałam sama jak palec. Teraz wielka sala wydała się taka mała. Tron błyszczał jak milion małych diamencików. Ogólnie w całym pomieszczeniu przeważała czerń. Tak na prawdę stał tam tylko tron.
- Nie wiem czy wiesz ale furię miały ostatnio dużo roboty z tobą. - Powiedział zdyszany Hades. A nawet powiem więcej Zeus jest oburzony twoją postawą.
- Jak tak sądzicie to powiedzcie to Minosowi ! - Krzyknęłam i poprawiłam złotą opaskę na włosach- A po za tym co on ma do furii. Przecież ziemia nie jest zagrożona przez jakiś mały incydent. Furią zależy na Persefonie, zresztą od lat próbują ją dopaść i jak na razie bez skutku.
- Ale to jego nie moje zdanie. Jeżeli sądzisz że znajdziesz u mnie poparcie to się mylisz.
- Dobra, nie poć się tak bo mi tu jeszcze na zawał padniesz.- Powiedziałam z uśmiechem na zębach. - Ale Persefoną zajmują się Morje więc po co kazałeś mnie tu ściągać z nad brzegu Acheronu drogi Hadesie.
Spojrzał na mnie tym swoim lodowatym wzrokiem podtytułem " Ta chwila może być twoją ostatnią".
- Nie chodzi mi o Persefonę ? - Rzekł dość poważnym głosem. - Tylko o ciebie.
Zbladłam. Jego strój był tak mroczny że sam jego widok mnie przerażał .
Obudziłam się. Na szczęście przed oczami zobaczyłam mój własny pokój. Błękitne ściany. Mnóstwo zdjęć oprawionych w różnego rodzaju kolorowe ramki. Pod oknem małe drewniane biurko, a na nim chyba tysiące książek. Mieszkałam na wschodnim wybrzeżu Staten Island, Miała dość nie daleko do New Jersey, więc do szkoły uczęszczałam do owej miejscowości.
- April, wstawaj - Krzyknął tata po czym wdrapał do mojego pokoju po stromych schodach. - Kurde, cieszysz się co ? Pierwszy dzień w nowej szkole ?
- Tak. - Skłamałam - Bardzo.
Kłamałam i to bardzo, tak na prawdę bałam się pójść do nowej szkoły. Zmiana szkoły nie była najlepszym pomysłem choćby ze względu iż była połowa listopada.
- Wiem że pewnie czujesz się nieswojo w tej sytuacji. - Powiedział z troską.
Tak, to prawda czułam się nieswojo a wręcz okropnie. Musiałam zdecydować się na tak drastyczne rozwiązanie, z powodu bardzo ale to bardzo silnego konfliktu w klasie. Ogólniak Loren Smith, do którego chodziłam, no właśnie chodziłam był tak zwanym spełnieniem marzeń każdego licealisty. Za to ogólniak Abrahama Lincolna, uuu bałam się pomyśleć ilu ćpunów tam się roi.
Tata ubrany był, a zresztą ubierał się tak zawszę. Biała koszula, czerwony krawat i szara marynarka. Miał blond krótkie włosy.
Wstałam i ubrałam się w zieloną koszulę wiązaną w pasie na kokardę. Szare rurki i czarne trampki za kostkę.
Wsiadłam do autobusu i wysiadłam przed szkołą.
- Dam radę. - Powtarzałam sobie po cichu.
Weszłam. Przed oczyma miałam długi korytarz w kolorach czerwono niebieskim. Spojrzałam na kartkę i sprawdziłam gdzie mam właśnie lekcje.
- Hej - Przestraszyłam się - Jesteś za pewne April Hause.
- No, no tak to ja.
- To miło. - Odrzekła z uśmiechem od ucha do ucha. - Ja nazywam się Amanda Green i mam zadanie zapoznać cię z naszą świątynią nauki.- Po tych słowach wybuchła śmiechem. - No dobra, dobra nie pierdzielmy głupot, z naszą budą. - Uśmiechnęła się do mnie
Amanda była wysoką rudowłosą pięknością. Jej zielone oczy i krągłe kształty upodabniały ją do Wenus z mitologi. Miała na sobie ołówkową krótką spódniczkę w szarym kolorze i zielony top bez ramion na co zarzuciła brązowy sweterek z łatkami na łokciach.
Zaprowadziła mnie pod salę 216 i zaczęła macać moje czarne kręcone włosy do łokci.
- Też takie chcę. - Krzyknęła Amanda szarpiąc moje włosy. - Jak ty możesz mieć takie włosy.
Spojrzałam na nią z uśmiechem na ustach.
- A, tak choć przedstawię ci wszystkich. - Zaczęła po czym szarpnęła mnie za rękę i poprowadziła w małą grupkę ludzi.
Najpierw pokazała mi trzy dziewczynie które wyglądały zadziwiająco podobnie. Wszystkie miały blond włosy i niebieskie oczy lecz ich stroje różniły się kolorami.
Zadzwonił dzwonek. Do sali wszedł nauczyciel historii. Był niskim o dużej budowie brunetem. Spojrzał na mnie wesoło i krzyknął :
- April Hause - Zaczął - Tak , tak usiądź proszę koło Nicka.- Wskazał na wysokiego czarnowłosego mężczyznę o wielkich czarnych oczach.
Usiadłam i spojrzałam się na niego.
- Hej - Powiedziałam.
Spojrzał na mnie tak lodowatym wzrokiem iż przeszły mnie dreszcze.
Gościu od historii nazywał się mr. Long. Mi też się to skojarzyło ale ok.
- No to moi drodzy! - Krzyknął. - W takich parach w jakich siedzicie będziecie pracowali. Zadanie polega na tym że - Podrapał się po plecach. - Musicie sporządzić drzewo genealogiczne waszych rodzisz. Lecz - Podkreślił to słowo - Musicie skupić się na waszej codzienności. Wymieńcie się notatkami o was, macie pisać na nich całą prawdę, no to zaczynajcie. -Krzyknął jeszcze głośniej.
Spojrzałam na Nicka pytająco, po czym wyjęłam kartkę by zapisać na niej swoje sugestie, gdy on przemówił.
- Imię? - Spytał.
- April.
- Z charakteru nieułożona niezdyscyplinowana, chcąca bez skutku rozwalić system, nie pchająca się do pierwszego rzędu aparatka. - Powiedział tak płynnie jak by znał mnie od wieków, albo czytał mi w myślach.
- Nie prawda. - Szybko skłamałam.
Jak on mógł wszystko o mnie wiedzieć. Nie pewnie zgadywał.
- Rodzina? - Spytał łobuzersko. - No wiesz rodzeństwo, rodzice razem?
- Mam dwóch braci. - Zaczęłam. - Jeden ma sześć lat a drugi jest na studiach.
- Ojciec i matka ?
- Tata jest prawnikiem, a mama nie żyję . - Powiedziałam dość niechętnie.
- Jak? - Zapytał i spojrzał zaciekawiony.
- Co jak? - Spojrzałam na niego
- Jak zginęła ?
Spojrzałam na niego osłupiała.
- Pytasz się mnie jak umarła moja mama? - Krzyknęła cicho.
- Tak. - Odparł zdecydowanie.
- To trochę nie uprzejmie z twojej strony.
- Dlaczego ?
- Umarła na raka.
- Białaczka ?
Spojrzałam na niego wzrokiem podtytułem " Co " !.
- Białaczka. - Powiedział.
Zadzwonił dzwonek. Nick, podszedł do mnie wyciągnął czerwony pisak i napisał mi na nadgarstku swój numer telefonu....
- Nie zadzwonię. Nigdy! - Krzyknęłam.
Amanda złapała mnie za rękę :
- Chodź laska idziemy
- Ja muszę iść do domu sorry.
Wyszłam z budynku i pokierowałam się w stronę przystanku. Patrzyłam przed siebie gdy spostrzegłam Nicka. Kłócił się z jakimś mężczyzną a czarnym płaszczu. Blondyn wymachiwał rękoma i krzyczał coś niewyraźnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Spojrzał na mnie. Odwrócił się do Nicka, pokazał na mnie i powiedział coś. Zaczął iść w moją stronę. Autobus zajechał na przystanek, zdążyłam wejść i odjechać.
Rozdział 1
Marmurowe kafelki, o zimnej posturze dogłębnie przenikały moją dusze. Ściany wykonane z czarnego marmuru, nie dodawały zbyt wiele przytulności temu miejscu. Chłód czułam już na własnej skórze. Moja czerwona długa suknia ciągnęła swą tkaninę tak dumnie iż przez chwilę poczułam się jak ktoś ważny.- Hadesie... - Zaczęła kobieta prowadząca mnie na salę. - Oto i ona, została złapana na przystani.
Mężczyzna o wielkiej posturze wstał ze złotego tronu. Podnosząc się jego czarne włosy wręcz zatańczyły z wiatrem.
- Hym..... - Wzdychnął - Co tu z tobą zrobić. Wyglądasz niewinnie a jednak.
Zbliżył się do mnie tak blisko, że poczułam jego lodowaty oddech. Dotknął moich czarnych kręconych włosów. Dotknął mojej szyj. Po czym spojrzał na mnie poważnie.
- Nic nie powiesz. Bo wydawało mi się że jesteś rozgadana. - Podszedł niebezpiecznie blisko. - Rozśmieszasz mnie. Po prostu chcę mi się płakać ze śmiechu.
- To ty mnie rozśmieszasz. - Odpowiedziałam - Jeżeli myślisz, że cokolwiek ci powiem.....- Urwałam bo zdałam sobie sprawę iż Hades znikł.
Zostałam sama jak palec. Teraz wielka sala wydała się taka mała. Tron błyszczał jak milion małych diamencików. Ogólnie w całym pomieszczeniu przeważała czerń. Tak na prawdę stał tam tylko tron.
- Nie wiem czy wiesz ale furię miały ostatnio dużo roboty z tobą. - Powiedział zdyszany Hades. A nawet powiem więcej Zeus jest oburzony twoją postawą.
- Jak tak sądzicie to powiedzcie to Minosowi ! - Krzyknęłam i poprawiłam złotą opaskę na włosach- A po za tym co on ma do furii. Przecież ziemia nie jest zagrożona przez jakiś mały incydent. Furią zależy na Persefonie, zresztą od lat próbują ją dopaść i jak na razie bez skutku.
- Ale to jego nie moje zdanie. Jeżeli sądzisz że znajdziesz u mnie poparcie to się mylisz.
- Dobra, nie poć się tak bo mi tu jeszcze na zawał padniesz.- Powiedziałam z uśmiechem na zębach. - Ale Persefoną zajmują się Morje więc po co kazałeś mnie tu ściągać z nad brzegu Acheronu drogi Hadesie.
Spojrzał na mnie tym swoim lodowatym wzrokiem podtytułem " Ta chwila może być twoją ostatnią".
- Nie chodzi mi o Persefonę ? - Rzekł dość poważnym głosem. - Tylko o ciebie.
Zbladłam. Jego strój był tak mroczny że sam jego widok mnie przerażał .
Obudziłam się. Na szczęście przed oczami zobaczyłam mój własny pokój. Błękitne ściany. Mnóstwo zdjęć oprawionych w różnego rodzaju kolorowe ramki. Pod oknem małe drewniane biurko, a na nim chyba tysiące książek. Mieszkałam na wschodnim wybrzeżu Staten Island, Miała dość nie daleko do New Jersey, więc do szkoły uczęszczałam do owej miejscowości.
- April, wstawaj - Krzyknął tata po czym wdrapał do mojego pokoju po stromych schodach. - Kurde, cieszysz się co ? Pierwszy dzień w nowej szkole ?
- Tak. - Skłamałam - Bardzo.
Kłamałam i to bardzo, tak na prawdę bałam się pójść do nowej szkoły. Zmiana szkoły nie była najlepszym pomysłem choćby ze względu iż była połowa listopada.
- Wiem że pewnie czujesz się nieswojo w tej sytuacji. - Powiedział z troską.
Tak, to prawda czułam się nieswojo a wręcz okropnie. Musiałam zdecydować się na tak drastyczne rozwiązanie, z powodu bardzo ale to bardzo silnego konfliktu w klasie. Ogólniak Loren Smith, do którego chodziłam, no właśnie chodziłam był tak zwanym spełnieniem marzeń każdego licealisty. Za to ogólniak Abrahama Lincolna, uuu bałam się pomyśleć ilu ćpunów tam się roi.
Tata ubrany był, a zresztą ubierał się tak zawszę. Biała koszula, czerwony krawat i szara marynarka. Miał blond krótkie włosy.
Wstałam i ubrałam się w zieloną koszulę wiązaną w pasie na kokardę. Szare rurki i czarne trampki za kostkę.
Wsiadłam do autobusu i wysiadłam przed szkołą.
- Dam radę. - Powtarzałam sobie po cichu.
Weszłam. Przed oczyma miałam długi korytarz w kolorach czerwono niebieskim. Spojrzałam na kartkę i sprawdziłam gdzie mam właśnie lekcje.
- Hej - Przestraszyłam się - Jesteś za pewne April Hause.
- No, no tak to ja.
- To miło. - Odrzekła z uśmiechem od ucha do ucha. - Ja nazywam się Amanda Green i mam zadanie zapoznać cię z naszą świątynią nauki.- Po tych słowach wybuchła śmiechem. - No dobra, dobra nie pierdzielmy głupot, z naszą budą. - Uśmiechnęła się do mnie
Amanda była wysoką rudowłosą pięknością. Jej zielone oczy i krągłe kształty upodabniały ją do Wenus z mitologi. Miała na sobie ołówkową krótką spódniczkę w szarym kolorze i zielony top bez ramion na co zarzuciła brązowy sweterek z łatkami na łokciach.
Zaprowadziła mnie pod salę 216 i zaczęła macać moje czarne kręcone włosy do łokci.
- Też takie chcę. - Krzyknęła Amanda szarpiąc moje włosy. - Jak ty możesz mieć takie włosy.
Spojrzałam na nią z uśmiechem na ustach.
- A, tak choć przedstawię ci wszystkich. - Zaczęła po czym szarpnęła mnie za rękę i poprowadziła w małą grupkę ludzi.
Najpierw pokazała mi trzy dziewczynie które wyglądały zadziwiająco podobnie. Wszystkie miały blond włosy i niebieskie oczy lecz ich stroje różniły się kolorami.
Zadzwonił dzwonek. Do sali wszedł nauczyciel historii. Był niskim o dużej budowie brunetem. Spojrzał na mnie wesoło i krzyknął :
- April Hause - Zaczął - Tak , tak usiądź proszę koło Nicka.- Wskazał na wysokiego czarnowłosego mężczyznę o wielkich czarnych oczach.
Usiadłam i spojrzałam się na niego.
- Hej - Powiedziałam.
Spojrzał na mnie tak lodowatym wzrokiem iż przeszły mnie dreszcze.
Gościu od historii nazywał się mr. Long. Mi też się to skojarzyło ale ok.
- No to moi drodzy! - Krzyknął. - W takich parach w jakich siedzicie będziecie pracowali. Zadanie polega na tym że - Podrapał się po plecach. - Musicie sporządzić drzewo genealogiczne waszych rodzisz. Lecz - Podkreślił to słowo - Musicie skupić się na waszej codzienności. Wymieńcie się notatkami o was, macie pisać na nich całą prawdę, no to zaczynajcie. -Krzyknął jeszcze głośniej.
Spojrzałam na Nicka pytająco, po czym wyjęłam kartkę by zapisać na niej swoje sugestie, gdy on przemówił.
- Imię? - Spytał.
- April.
- Z charakteru nieułożona niezdyscyplinowana, chcąca bez skutku rozwalić system, nie pchająca się do pierwszego rzędu aparatka. - Powiedział tak płynnie jak by znał mnie od wieków, albo czytał mi w myślach.
- Nie prawda. - Szybko skłamałam.
Jak on mógł wszystko o mnie wiedzieć. Nie pewnie zgadywał.
- Rodzina? - Spytał łobuzersko. - No wiesz rodzeństwo, rodzice razem?
- Mam dwóch braci. - Zaczęłam. - Jeden ma sześć lat a drugi jest na studiach.
- Ojciec i matka ?
- Tata jest prawnikiem, a mama nie żyję . - Powiedziałam dość niechętnie.
- Jak? - Zapytał i spojrzał zaciekawiony.
- Co jak? - Spojrzałam na niego
- Jak zginęła ?
Spojrzałam na niego osłupiała.
- Pytasz się mnie jak umarła moja mama? - Krzyknęła cicho.
- Tak. - Odparł zdecydowanie.
- To trochę nie uprzejmie z twojej strony.
- Dlaczego ?
- Umarła na raka.
- Białaczka ?
Spojrzałam na niego wzrokiem podtytułem " Co " !.
- Białaczka. - Powiedział.
Zadzwonił dzwonek. Nick, podszedł do mnie wyciągnął czerwony pisak i napisał mi na nadgarstku swój numer telefonu....
- Nie zadzwonię. Nigdy! - Krzyknęłam.
Amanda złapała mnie za rękę :
- Chodź laska idziemy
- Ja muszę iść do domu sorry.
Wyszłam z budynku i pokierowałam się w stronę przystanku. Patrzyłam przed siebie gdy spostrzegłam Nicka. Kłócił się z jakimś mężczyzną a czarnym płaszczu. Blondyn wymachiwał rękoma i krzyczał coś niewyraźnie a przynajmniej tak mi się wydawało. Spojrzał na mnie. Odwrócił się do Nicka, pokazał na mnie i powiedział coś. Zaczął iść w moją stronę. Autobus zajechał na przystanek, zdążyłam wejść i odjechać.
sobota, 1 grudnia 2012
Trzecia część : )
Warszawa.19. październik. 22
Drogi Pamiętniku !
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, ktorej nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, ktorej nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas
To znowu ja. Kurde, wszystko wróciło. Wszystko, nawet nie wiesz jak to boli. On też wrócił wrócił z każdą nocą. Staram się go unikać lecz nie potrafię.
Pamiętam jak wtedy odwiózł mnie do domu. Jak dał mi swój numer i powiedział że mogę dzwonić kiedy chcę. Wierzyłam mu.
Wróciłam do domu to była chyba dziesiąta wieczorem. Mieszkałam na strzeżonym osiedlu.
Moja matka była osobą dziwną. Nienawidziłam jej tak bardzo mocno. Jej imię Anna wzbudzało w moich uszach obrzydzenie. Urodziła mnie jak miała siedemnaście lat. Mój ojciec zginął przed moim narodzinami. Wszyscy ludzie w naszym miasteczku, uważali ją za idealną matkę. Robiła dobre wrażenie. To ja byłam jej kulą u nogi. To ja jak sama kiedyś powiedziała zniszczyłam jej życie. To bolało pozorne szczęście, pozorna radość.
Z niechęcią przekroczyłam próg mojego domu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja matka i sąsiad z góry. Matka siedziała mu na kolanach. Nie zwrócili na mnie uwagi olali mnie.
Sąsiad nazywał się Stefan, z tego co wiedziałam. Miał syna który miał dwadzieścia lat i przyrodnią córkę która też miał 19 lat. Eliza, jego przyrodnia córka mieszkała w poznaniu wyjechała na studia. Za to syn, kurde jaki on był ładny, pamiętam jak wszystkie moje koleżanki się w nim podkochiwały. Ale ja nie wiem dlaczego nigdy nie czułam do niego nic specjalnego, miał na imię Kuba.
Spojrzałam na nich poirytowana po czym krzyknęłam :
- Hello, ja tu jestem !
Matka, jak gdyby nigdy nic wstała z kolan Stefana i podeszła do mnie.
- O co ci do cholery chodzi?! - Krzyknęła.
- O to! - Wskazałam na mężczyznę. - O to mi do cholery chodzi!
- Nie nie będziesz mi gówniaro w domu przeklinała. - Wrzasnęła - Wynoś się!
- Dobrze!
Wzięłam torbę i wyszłam. Weszłam piętro do góry zapukałam pod dwunastkę. Otworzył Kuba. Spojrzał się na mnie pytająco.
- Nie pytaj.
- Stefan I Anka ? - Spytał. - Po czym nie nie powiedział tylko otworzył drzwi.
Podał mi butelkę wina. Rozwaliłam się na jego czerwonej sofie. Napiłam się, podałam mu butelkę po czym on zrobił to samo.
- Życie to gówno. - Powiedział. - Wiesz jak on mnie wkurza. Gdyby nie te cholerne studia już dawno bym z nim nie mieszkał. Gościu na totalnie wszystko mi żydzi.
- Weź, to zamień się zemną. Moja matka to jakaś kara. Ja w tamtym życiu byłam chyba Hitlerem. Nie wiem dlaczego ktoś aż tak mnie każe. - Wyżaliłam się. - Daj to wino.
Nie zdawałam sobie sprawy jak on bardzo mi pomagał. Jaką był dla mnie podpórką.
- Kuba, mam prośbę.
- Słucham ciebie.
- Nauczyłbyś mnie jeździć na motorze .
- Co..
-Proszę
-Zastanowię się...
Przez jakieś półgodziny śmialiśmy się z naszego życia. Po czym zasnęliśmy.
On był tak ładny miał brązowe kręcone włosy, był wysoki i umięśniony. Był po prostu typowym skatem.
Rano.... obudziły nas drzwi. W pewnej chwili w drzwiach stanęła dziewczyna Kuby Angelika. Spojrzała się na nas z niedowierzaniem. Może jednym z powodów ów zachowania był fakt iż leżałam na chłopaku przykryta kocem. Sytuacja wyglądała jednoznacznie. Kuba i ja spojrzeliśmy się na siebie po czym szybko wstaliśmy. Kuba pobiegł za dziewczyną. A ja zostałam tam sama, było mi na prawdę wstyd, ale cóż ja nie złego nie zrobiłam.
- Weź, to zamień się zemną. Moja matka to jakaś kara. Ja w tamtym życiu byłam chyba Hitlerem. Nie wiem dlaczego ktoś aż tak mnie każe. - Wyżaliłam się. - Daj to wino.
Nie zdawałam sobie sprawy jak on bardzo mi pomagał. Jaką był dla mnie podpórką.
- Kuba, mam prośbę.
- Słucham ciebie.
- Nauczyłbyś mnie jeździć na motorze .
- Co..
-Proszę
-Zastanowię się...
Przez jakieś półgodziny śmialiśmy się z naszego życia. Po czym zasnęliśmy.
On był tak ładny miał brązowe kręcone włosy, był wysoki i umięśniony. Był po prostu typowym skatem.
Rano.... obudziły nas drzwi. W pewnej chwili w drzwiach stanęła dziewczyna Kuby Angelika. Spojrzała się na nas z niedowierzaniem. Może jednym z powodów ów zachowania był fakt iż leżałam na chłopaku przykryta kocem. Sytuacja wyglądała jednoznacznie. Kuba i ja spojrzeliśmy się na siebie po czym szybko wstaliśmy. Kuba pobiegł za dziewczyną. A ja zostałam tam sama, było mi na prawdę wstyd, ale cóż ja nie złego nie zrobiłam.
Maja.
środa, 28 listopada 2012
A oto i kolejna część opowiadania.
" On "
Jechaliśmy jego granatowym Frodem Mustangiem. W pewnej chwili zatrzymał się. Spojrzał na moje krótkie brązowe włosy. Pamiętam miałam w tedy taką fryzurę jak Rihanna. Potem spojrzał ja krótką czerwoną sukienkę. - Wiem że życie to gówno, ale proszę nie rób tego więcej. - Powiedział czule Alex. - I wiem że pewnie masz moje słowa gdzieś, ale musisz wiedzieć, że pewnego razu spotkasz kogoś kto zmieni, twoje myślenie. - Rzekł tak przepięknie iż chyba poleciała mi łza.
Teraz kiedy pomyśle o tym co powiedział, wiem że to było o nas. Te słowa budzą we mnie skrajne emocje. Żałuję że nic mu nie odpowiedziałam.
Patrzył na mnie jeszcze przez parę dobrych minut po czym spytał...
- To gdzie mieszkasz?
- A możesz mnie nie odwozić do domu?
- Spytałbym dlaczego, ale ci tego oszczędzę .
- Nie lubię tam wracać. - Oznajmiłam.
- To gdzie jedziemy ?
- No pomyślmy.... , może do baru?
- Jakiego?
- Wybierz sam. - Powiedziałam z wielkim słońcem na ustach.
Zatrzymaliśmy się przed barem " Jaskółka" wiem mnie też ta nazwa rozśmieszyła. Weszliśmy. Otworzył mi drzwi. Nikt nigdy nie otworzył mi drzwi. Wow. Spojrzałam się na niego z nutką zdziwienia. On tak miło odwzajemnił to spojrzenie. Usiadł nawet nie zapytał się mnie co zamówię, on już wiedział
- Raz szkocka. - Zamówił.
Tylko spojrzałam się na niego, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Barman podał mi kieliszek. Jednym łykiem wypiłam.
- Mam nadzieje że mi tam nic mi tam nie dosypałeś. - Powiedziałam z lekkim lękiem.
Wstałam z miejsca złapałam go za rękę.
- Choć. -Powiedziałam.
Wybiegliśmy z baru. Biegliśmy jeszcze trochę. Stanęliśmy na wielkim wzgórzu.
- Byłeś tu kiedyś? - Spytałam.
- Nie. Ale żałuję.
Moje oczy zatraciły się w jego.
- Ufam ci. - Powiedziałam.
- Ja też ci ufam. - Odparł
Tak pamiętniczku to właśnie był początek tak to się zaczęło, tak zaczęło się moje życie, Tak zaczęłam brać sprawy we własne ręce. Tak mój drogi był początek mnie samej.
Maja .
wtorek, 27 listopada 2012
Przepraszam że tak mieszam z tymi opowiadaniami, lecz chcę wiedzieć jakie do tej pory podobają wam się najbardziej i jakie mam kontynuować :) To jest nowe opowiadanie
"On"
Warszawa 18 październik 22 r.
Drogi Pamiętniku !
Jolka, Jolka,
Pamiętasz lato ze snu,
Gdy pisałaś: "tak mi źle,
Urwij się choćby zaraz,
Coś ze mną zrób,
Nie zostawiaj tu samej, o nie".
Pamiętasz to jeszcze Pamiętniczku, bo ja aż za bardzo. Pamiętam to wszystko jakby było wczoraj. Jakby on tu cały czas, cały czas był przy mnie. Jakby mówił mi tak jak wcześniej ,, kocham cię''. Jakby co noc leżał obok mnie i jakbym codziennie słyszała ten jego cudowny śmiech. Boże od tego dnia minęły już cztery lata. Razem z nim odeszli wszyscy. A ja zostałam sama. Po jego śmierci zamknęłam swą wyobraźnie i serce. Już nigdy nie byłam sobą. To on sprawiał iż ja się uśmiechałam. To dzięki niemu pisałam. To dla niego żyłam. Nawet nie wyobrażasz jakim bólem jest utrata sensu, nadziej.
To był maj 2012 r. pokłóciłam się z matką. W tedy myślałam że to już koniec. Stałam na tym drewnianym moście zastanawiając się co będzie jak skocze. Nie miałam już siły, nadziej. Ja byłam pewna iż to koniec, gdy nagle usłyszałam za sobą głos
- Jak, co to skacze z tobą! - Krzyknął mężczyzna.
- Spadaj! - Odpowiedziałam niemile.
- No, dobra. - Odparł
Ściągnął Czarną poszarpaną skórę, converse stanął obok mnie, popatrzył się na mnie z litością.
- Na prawdę chcesz to zrobić ? - Spytał.
Boże, ja byłam wtedy zakompleksioną, pogubioną dziewczyną. Miałam wtedy siedemnaście lat. Myślałam iż jedyną ucieczką od problemów są alkohol i narkotyki. Nie wiedziałam do kąt dążę. Nie poznawałam ludzi dookoła. Oni wszyscy chcieli bym była kimś innym, bym nie skończyła tak jak oni. Z masą kredytów, bym miała wszystko co chcę, ale ja chciałam tylko być sobą, chciałam iść drogą która była moja, tylko moja.
- Nie. - Powiedziałam, po czym zeszłam
On też zszedł. Spojrzał na mnie i powiedział
- To nie jest rozwiązanie, ale jak byś jeszcze kiedyś chciała skoczyć to chyba wiesz gdzie mnie szukać ?
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zdałam sobie sprawę iż mężczyzna odszedł. Tylko gdzie ja miałam go szukać, tylko co miałam teraz zrobić. On tak mnie zaintrygował, dlaczego odszedł? Co miałam zrobić nie chciałam wracać do domu. Nie chciałam spojrzeć matce w oczy nie, po prostu nie chciałam . Miałam już dość samotności. Chciałam by ten mężczyzna wrócił by zabrał mnie ze sobą. Chciałam go znaleźć, chciałam choć spytać jak ma na imię, kim bym. Ale ja po prostu nie wiedziałam co zrobić. Gdy nagle usłyszałam za sobą czyjś głos..............
- No to chociaż może cię podwieźć? - Spytał ten sam mężczyzna.
- Ok, ale mam nadzieje że nie porwiesz.
Wsiadłam. Patrzyłam na niego w milczeniu. On sprawiał iż się zmieniałam, przy nim był kimś więcej niż mną, ja przy nim był sobą.
- A może powiesz mi jak się nazywasz? - Spytałam.
- A ty ?
- Maja.
- Alex.
Po czym wiedziałam że pomyliłam się to nie był koniec to był dopiero początek........
- No to chociaż może cię podwieźć? - Spytał ten sam mężczyzna.
- Ok, ale mam nadzieje że nie porwiesz.
Wsiadłam. Patrzyłam na niego w milczeniu. On sprawiał iż się zmieniałam, przy nim był kimś więcej niż mną, ja przy nim był sobą.
- A może powiesz mi jak się nazywasz? - Spytałam.
- A ty ?
- Maja.
- Alex.
Po czym wiedziałam że pomyliłam się to nie był koniec to był dopiero początek........
CDN....
sobota, 24 listopada 2012
Kolejna część opowiadania o Damonie i Ann. Komentujcie :)
Damon, wpatrzony był w jej zielone wielkie jak ocean oczy z tak wielką zawziętością iż w pewnych chwilach zapominał się całościowo. Obydwoje siedzieli na czerwonej sofie w kształcie okręgu rozmawiając o ich dotychczasowych doświadczeniach związanych z wojną. Wspólny temat znaleźli nawet w sztuce. Obydwoje nie lubili Harrego Pottera, za to tak samo mocno kochali mitologię. Różniło ich tylko pięć lat. Chłopak nigdy nie przewidział tego iż się zakocha, a tym bardzie, że ten piękny akt wydarzy się na wojnie.
Wojna Surrealistyczna wybuchła po starciu się ze sobą Europy i Afryki, po czym kolejne państwa odrzucały się do owego starcia. Wynikiem tych zażyłości było powstanie nowy państw. Gdzie na świecie istnieje tylko pięć wielkich państw. Kolonia Federalna ( Dawna Ameryka Północna i Południowa) Stowarzyszenie Kolonijne ( Dawna Australia i Oceania) Republika Kompleksowa ( Afryka) Stowarzyszenie Republikańskie ( Antarktyda) i największe państwo Kolonijne Stowarzyszenie Federalne ( Azja i Europa) .
Ana i Damon znajdowali się właśnie na granicy Koloni Federalnej, wraz z ,, 5 oddziałem" .
Ich wspólna wędrówka zaczęła się dzisiaj. Obydwoje znaleźli przyjaciela. Obydwoje byli samotni, aż do dzisiaj.
Ona tak go podkreślała, chłopak miał na sobie białą podkoszulkę która odsłaniała jego wszystkie tatuaże, a miał ich dużo, Czarne typowe dla żołnierzy pumpy. Z wyglądu przypominał niegrzecznego chłopca, czarne lokowane włosy, wielkie czarne oczy. Ona zaś kręcone czerwone włosy do ramion, zielone oczy. Ubrana była w pogniecioną koszulę wojskową i szare rurki, tak samo jak on miała tatuaże, lecz ich ilość była znacznie mniejsza.
- To co? - Powiedział zadziornie Damon
- No, wiesz. - Powiedziała rozbawiona dziewczyna.
- To ja już może pójdę do siebie?
- Po co? - Spytał.
Po czym objął dziewczynę najczulej jak potrafił
Pocałował ją tak namiętni iż zatracił się w ich pocałunku tak mocno, jak nigdy wcześniej.
Znali się zaledwie jeden dzień a zdążyli poznać się tak jakby ich znajomość trwała całe życie. Nie wstydzili się niczego, byli jednością.
- Mogę cię o coś zapytać? - Odezwała się niepewnie Ana.
- Jasne.
- Wiem , że to dziwne ale....... kochasz mnie. - Spytała.
Damon, czuł się jak w niebie. Dziewczyna która mu się podobała, już go kochał. Lecz ta sytuacja nie była zbyt komfortowa.
- Tak. - Odparł.
Ich niezmiernie piękną chwilę przerwało głośnie pukanie do drzwi.
- Wejdź.
- Damon, zaatakowali piątą bazę, musimy im pomóc! -Krzyknął mężczyzna.
- Jadę z tobą. - Dodała Ana.
Damon tylko spojrzał na dziewczynę, by ta zrozumiała iż chłopak nie podziela jej decyzji
- Dobrze zostanę. - Rzuciła zażenowana dziewczyna.
- Masz się stąd nie ruszać. - Rozkazał.
Po czym wybiegł ze schronu.
Kobieta szybkim krokiem przeniosła się do kuchni w celu zaparzenia herbaty. Wyjęła z szafki w kolorze ostrej czerwieni torebkę zielonej herbaty po czym zalała stojący na blacie kubek z logo uniwersytetu ,, Fort" gorącą wodą.
Ana usiadła na sofie i zaczęła czytać książkę gdy w jednej chwili zadzwonił telefon.
- Mam czelność rozmawiać z szeregowym Jones? - Spytał mężczyzna.
- Nie. - Odparła.
- A, jest pani w jakiś sposób złączona z szeregowym Jones?
- Można powiedzieć że tak.
- Proszę przekazać mu że jego matka miała dziś zawał..........
CDN
piątek, 23 listopada 2012
A, oto nowe opowiadanie, to znaczy ciąg :) Komentujcie :)
Damon, odwrócił się by spostrzec co przykuło jego uwagę. W jednej minionej sekundzie, oczy jego znalazły punkt zaczepienia. Czerwone krótkie włosy, zielone wielkie oczy. Figura, gdy tylko pomyślał jak owa kobieta wyglądała....., zielona podkoszulka, czarna skóra, szare rurki i glany.
Mężczyznę, dziwił jeden drobny fakt.
To, była kobieta, a kobiety nie miały prawa brać udziału w wojnie Surrealistycznej. Dziwo chłopaka, nie pozwoliło mu do niej nie podejść.
- Hej- Powiedział sympatycznym tonem.
Dziewczyna zaś tylko na niego spojrzał, a on od razu wiedział że to ktoś ważny w jego życiu. Ciało jego obeszło tysiąc malutkich dreszczy, musiał się opamiętać, przecież był na wojnie.
- Nic nie powiesz?
- Ciekawski jesteś, wiesz? - Powiedziała zadziornie dziewczyna.
- Wiem.
- Ann.
- Damon.
- A teraz, zapewne spytasz co robię na ...., no wiesz tutaj
- Tak.
- Mój ojciec...., był generałem centralnym. - Zaczęła niepewnie Ana.
- Na prawdę?! - Krzyknął.
- Tak, po jego śmierci, po skończeniu siedemnastu lat, mogłam zająć jego miejsce.
- Musiałaś ?
- Nie, chciałam tak samo jak on walczyć o nasz świat. - Opowiedziała zdecydowanie dziewczyna.
Po czym ich oczy, niekomfortowo spotkały się na sobie. Po nastaniu kilku minut ciszy, Damon zdecydował się przemówić.
- Nie zechciałabyś, wybrać się zemną na kawę?
- Hymm....., ciekawa propozycja, lecz muszę sprawdzić w moim grafiku ......, jasne pójdę ! - Odpowiedziała szczęśliwa dziewczyna.
Mężczyzna przez cały dzień nie mógł oderwać oczu od dziewczyny, jego intuicja podpowiadała mu iż owej dziewczynie grozi jakieś niebezpieczeństwo. Raz nawet gdy obok niej przeleciał ptak ten zasłonił jej ciało swym. Cały boży dzień pilnował jej serca, zastanawiał się nad tym co będzie dalej. Może wezmą ślub? Lub może założą rodzinę?
Po dniu nastąpiła noc. Damon siedział w swym schronie, gdy usłyszał ciche pukanie.
Zaciekawiony otworzył. Jego oczom ukazała się Ana.
- Nie przeszkadzam ci ? -spytała
- Coś ty.
-Mogę ci coś powiedzieć? -spytała dziewczyna.
Po czym usiadła na hokerze.
- Pamiętasz wybuch wojny Surrealistycznej? 2345, miałam w tedy dziesięć lat. Pamiętam jak do taty przyszedł roztrzęsiony premier Republiki Federalnej. Krzyczał jakieś słowa,ale ja byłam zbyt .... roztrzęsiona .....- Powiedział dziewczyna, ze łzami w oczach.
- Masz.- Powiedział Demon podając dziewczynie wino.
- Chyba nie powinnam ?
- Pij.
I napiła się, oddała wino Chłopakowi
- Teraz ty!
A ten wziął butelkę i w mgnieniu oka wypił do końca zawartość. Wstał z podłogi usiał na hokerze obok dziewczyny.Delikatnie złapał ją za kolano.
- Nie martw się już.
- Mogę cię przytulić. - Spytała dziewczyna.
- Jasne.
Ana, rzuciła się w ramiona Damona, czym również ubrudziła mu swymi łzami biały podkoszulek. Który tak mocno podkreślał jego bicepsy. Oni tak do siebie pasowali. On wysoki umięśniony, czarne włosy zasłaniały jej czerwone loki. Czarne oczy, spoglądające w tą zieleń.
- Nie wiem,czy na pewno, ale chcę. - Powiedziała dziewczyna.
- Dobrze. - Odparł.
Damon, odwrócił się by spostrzec co przykuło jego uwagę. W jednej minionej sekundzie, oczy jego znalazły punkt zaczepienia. Czerwone krótkie włosy, zielone wielkie oczy. Figura, gdy tylko pomyślał jak owa kobieta wyglądała....., zielona podkoszulka, czarna skóra, szare rurki i glany.
Mężczyznę, dziwił jeden drobny fakt.
To, była kobieta, a kobiety nie miały prawa brać udziału w wojnie Surrealistycznej. Dziwo chłopaka, nie pozwoliło mu do niej nie podejść.
- Hej- Powiedział sympatycznym tonem.
Dziewczyna zaś tylko na niego spojrzał, a on od razu wiedział że to ktoś ważny w jego życiu. Ciało jego obeszło tysiąc malutkich dreszczy, musiał się opamiętać, przecież był na wojnie.
- Nic nie powiesz?
- Ciekawski jesteś, wiesz? - Powiedziała zadziornie dziewczyna.
- Wiem.
- Ann.
- Damon.
- A teraz, zapewne spytasz co robię na ...., no wiesz tutaj
- Tak.
- Mój ojciec...., był generałem centralnym. - Zaczęła niepewnie Ana.
- Na prawdę?! - Krzyknął.
- Tak, po jego śmierci, po skończeniu siedemnastu lat, mogłam zająć jego miejsce.
- Musiałaś ?
- Nie, chciałam tak samo jak on walczyć o nasz świat. - Opowiedziała zdecydowanie dziewczyna.
Po czym ich oczy, niekomfortowo spotkały się na sobie. Po nastaniu kilku minut ciszy, Damon zdecydował się przemówić.
- Nie zechciałabyś, wybrać się zemną na kawę?
- Hymm....., ciekawa propozycja, lecz muszę sprawdzić w moim grafiku ......, jasne pójdę ! - Odpowiedziała szczęśliwa dziewczyna.
Mężczyzna przez cały dzień nie mógł oderwać oczu od dziewczyny, jego intuicja podpowiadała mu iż owej dziewczynie grozi jakieś niebezpieczeństwo. Raz nawet gdy obok niej przeleciał ptak ten zasłonił jej ciało swym. Cały boży dzień pilnował jej serca, zastanawiał się nad tym co będzie dalej. Może wezmą ślub? Lub może założą rodzinę?
Po dniu nastąpiła noc. Damon siedział w swym schronie, gdy usłyszał ciche pukanie.
Zaciekawiony otworzył. Jego oczom ukazała się Ana.
- Nie przeszkadzam ci ? -spytała
- Coś ty.
-Mogę ci coś powiedzieć? -spytała dziewczyna.
Po czym usiadła na hokerze.
- Pamiętasz wybuch wojny Surrealistycznej? 2345, miałam w tedy dziesięć lat. Pamiętam jak do taty przyszedł roztrzęsiony premier Republiki Federalnej. Krzyczał jakieś słowa,ale ja byłam zbyt .... roztrzęsiona .....- Powiedział dziewczyna, ze łzami w oczach.
- Masz.- Powiedział Demon podając dziewczynie wino.
- Chyba nie powinnam ?
- Pij.
I napiła się, oddała wino Chłopakowi
- Teraz ty!
A ten wziął butelkę i w mgnieniu oka wypił do końca zawartość. Wstał z podłogi usiał na hokerze obok dziewczyny.Delikatnie złapał ją za kolano.
- Nie martw się już.
- Mogę cię przytulić. - Spytała dziewczyna.
- Jasne.
Ana, rzuciła się w ramiona Damona, czym również ubrudziła mu swymi łzami biały podkoszulek. Który tak mocno podkreślał jego bicepsy. Oni tak do siebie pasowali. On wysoki umięśniony, czarne włosy zasłaniały jej czerwone loki. Czarne oczy, spoglądające w tą zieleń.
- Nie wiem,czy na pewno, ale chcę. - Powiedziała dziewczyna.
- Dobrze. - Odparł.
czwartek, 22 listopada 2012
To znowu ja, i znowu kolejna część opowiadania :) Czytajcie i komentujcie :) 3
Jej jasne powieki, niezmiernie szybko zamknęły swój świat. Przestały oglądać ten straszliwy akt w ich życiu. Choć raz mogły poczuć się wolne, być niezależne w swej istocie mogły być częścią czegoś co było zależne od ich większego czynu.
Dziewczyna Odczuła, spokój, radość, doznała aktu prawdziwego pożądania . Miała wrażenie, jakby jakaś bardzo czuła, ciepła,a za razem cierpiąca osoba , oddała jej sercu całe swe odczucie,jakby był z ową osobą jednością.To oddanie jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie zaznała ,wędrowało po jej duszy ,zaglądało w najmniejszy zakamarek, rozpalało jej każdą tkankę,krzyczało, aż w końcu wybuchło!
Otworzyła oczy. Ukazały jej się wszelakie obrazy. Raz widziała wielką komnatę, na środku której widniało wielkie renesansowe łoże. Raz zaś widziała ogród.Wielką zieleń, otaczającą jej serce, fontannę z masy perłowej, mnóstwo kwitnących róż. I znów jej oczom ukazała się wielka komnata. Renesansowe łoże było, wręcz idealnie pościelone,czarna pościel wręcz podkreślała przeogromne znaczenie tego oto miejsca. Kominek który zaś widniał na końcu , tego majestatycznego pomieszczenia, był tak rozpalony jak ona , taki sam ogień palił się w ich żyłach,tak samo mocno pragnęli by ich emocje, najgłębsze pragnienia wydostały się z tego wrogiego kotła nienawiści, tak samo mocno pożądali ukarać tego kto rozpalił ich do granic możliwego stopnia pożądania.Tak mocno nienawidzili tego uczucia, tak mocno...
- Ell..- przerwał jej zamyślenie,męski głos
- Johny...
- Tak moja droga to ja , we własnej osobie ?- Powiedział z uśmiechem na ustach rozbawiony John.
- To twój dom ?- spytała nadzwyczaj spokojna dziewczyna
- Dom.., ty śmiesz piekło nazywać domem ?!
- Co?
- To co słyszysz kochanie - Oparł złośliwie.
- Ale jak ...., co ja tutaj..., co to w ogóle ma być?!- krzyknęła rozzłoszczona Ell.
I nagle jej cały żar znikł,jej ogień który pozwalał zapomnieć kim jest wypalił się w niej, jak i w kominku.
- To moja najdroższa jest piekło!- Krzyknął tak głośno iż owa dziewczyna podskoczyła.
Elizabeth patrzyła na mężczyznę jeszcze parę długich minut. Aż w końcu John, podszedł do dziewczyny.
- Przepraszam.- Powiedział z nutą zażenowania
Po czym podszedł jeszcze bliżej, a nawet tak blisko iż dziewczyna słyszała jego oddech.
Serce Ell, waliło jak młotem, nigdy przenigdy wcześniej nie czuła się tak bezpieczna, chciała by on w końcu ją pocałował , ba ona o tym marzyła.Lecz miała do siebie żal, przecież on nie istniał, a jednak.Stała tam, słyszała jego oddech, a za raz miała go pocałować, więc co było nie tak!?
John dotkną jej twarzy,a ta wraz z jego dotykiem poczuła ulgę, jej usta ..........
Jej jasne powieki, niezmiernie szybko zamknęły swój świat. Przestały oglądać ten straszliwy akt w ich życiu. Choć raz mogły poczuć się wolne, być niezależne w swej istocie mogły być częścią czegoś co było zależne od ich większego czynu.
Dziewczyna Odczuła, spokój, radość, doznała aktu prawdziwego pożądania . Miała wrażenie, jakby jakaś bardzo czuła, ciepła,a za razem cierpiąca osoba , oddała jej sercu całe swe odczucie,jakby był z ową osobą jednością.To oddanie jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie zaznała ,wędrowało po jej duszy ,zaglądało w najmniejszy zakamarek, rozpalało jej każdą tkankę,krzyczało, aż w końcu wybuchło!
Otworzyła oczy. Ukazały jej się wszelakie obrazy. Raz widziała wielką komnatę, na środku której widniało wielkie renesansowe łoże. Raz zaś widziała ogród.Wielką zieleń, otaczającą jej serce, fontannę z masy perłowej, mnóstwo kwitnących róż. I znów jej oczom ukazała się wielka komnata. Renesansowe łoże było, wręcz idealnie pościelone,czarna pościel wręcz podkreślała przeogromne znaczenie tego oto miejsca. Kominek który zaś widniał na końcu , tego majestatycznego pomieszczenia, był tak rozpalony jak ona , taki sam ogień palił się w ich żyłach,tak samo mocno pragnęli by ich emocje, najgłębsze pragnienia wydostały się z tego wrogiego kotła nienawiści, tak samo mocno pożądali ukarać tego kto rozpalił ich do granic możliwego stopnia pożądania.Tak mocno nienawidzili tego uczucia, tak mocno...
- Ell..- przerwał jej zamyślenie,męski głos
- Johny...
- Tak moja droga to ja , we własnej osobie ?- Powiedział z uśmiechem na ustach rozbawiony John.
- To twój dom ?- spytała nadzwyczaj spokojna dziewczyna
- Dom.., ty śmiesz piekło nazywać domem ?!
- Co?
- To co słyszysz kochanie - Oparł złośliwie.
- Ale jak ...., co ja tutaj..., co to w ogóle ma być?!- krzyknęła rozzłoszczona Ell.
I nagle jej cały żar znikł,jej ogień który pozwalał zapomnieć kim jest wypalił się w niej, jak i w kominku.
- To moja najdroższa jest piekło!- Krzyknął tak głośno iż owa dziewczyna podskoczyła.
Elizabeth patrzyła na mężczyznę jeszcze parę długich minut. Aż w końcu John, podszedł do dziewczyny.
- Przepraszam.- Powiedział z nutą zażenowania
Po czym podszedł jeszcze bliżej, a nawet tak blisko iż dziewczyna słyszała jego oddech.
Serce Ell, waliło jak młotem, nigdy przenigdy wcześniej nie czuła się tak bezpieczna, chciała by on w końcu ją pocałował , ba ona o tym marzyła.Lecz miała do siebie żal, przecież on nie istniał, a jednak.Stała tam, słyszała jego oddech, a za raz miała go pocałować, więc co było nie tak!?
John dotkną jej twarzy,a ta wraz z jego dotykiem poczuła ulgę, jej usta ..........
środa, 21 listopada 2012
No, więc opowiadanie, a raczej jego kontynuacja maiło być jutro, ale ja nie mogłam się oprzeć i wrzucam je dzisiaj :) Piszcie w komentarzach jak wrażenia. 2
Eliza, straciła mentalne panowanie nad swoimi emocjami,znów miała ten sam problem. Miała sen, lecz to było tak realistyczne, iż zaczęła wierzyć w owe istnienie Johnego. Niestety to tylko przeczucia po każdym mniemanym śnie. Wiecznie wierzyła iż mężczyzna pewnej nocy zjawi się i uratuję ją od tej przeogromnej niedoli którą musiała przeżywać na tym oto świecie. Jej nadzieja trwała w niej tak mocno , że w trwałej niedoli znalazła radość, którą był on.
Poczuła , przypływ nagłych emocji, które wywołały u dziewczyny łzy. Żałowała końca ich spotkania. Lecz także nie rozumiała jaki fakt sprawił takie zachowanie u Johnego.
- Ell....- zawołała mama
- Tak?!
- Wiesz która jest ?- spytała zaciekawiona
- Jezu już, już..!- Krzyknęła dziewczyna po czym założyła tylko bluzkę i spodnie i wybiegła jak opętana z domu. Otworzyła drzwi do swojego Fiata 500 i usiadła na fotelu wykonanym z czerwonej skóry, próbowała się odprężyć, niestety samochód zaparkowany za nią zatrąbił i dziewczyna podskoczyła.
- Dobra, odpalę samochód pojadę do szkoły i zapomnę o tym co miało miejsce w nocy, tak zrobię tak
Jak powiedział tak też zrobiła. Podjechała pod liceum im. Fryderyka Chopina,po czym od razu znalazła miejsce parkingowe.Wysiadła z samochodu i weszła do budynku w kształcie bryły.
- Elll...!!
- Nina!- krzyknęła z zażenowaniem.
- Jej ,wiesz jak za tobą tęskniłam, w Chorwacji było tak nudno, brakowało mi naszych wspólnych przypałów!!
- Ell...!!
- Ada.... jeju ?!
Ada była najlepszą przyjaciółką Elizy, zawsze wszystko robiły razem. Nawet obydwie śmiały twierdzić że są przyrodnimi siostrami, gdyż były do siebie tak niezmiernie podobne. Obie miały długie rude włosy, zielone oczy , tylko nosy ich miały dwa różne kształty po za tym Ada, a raczej Adela, jak brzmiało jej prawdziwe imię, miała piegowaty nos, co czyniło ją bardziej atrakcyjną.
Nina zaś ,jak twierdziła Ell, była potworem,istnym pustakiem. Przyczepiła się do niej pod koniec zeszłego roku, uparcie myśli iż wzbudziła sympatię obu dziewczyn , jednak jej teza daleko mija się z prawdą, gdyż dziewczyny gdy tylko ją widziały uciekały na drugi koniec ulicy. Nina była szczupłą blondynką o niebieskich oczach, tak , typową rozpieszczoną córeczką tatusia, która dostawała wszystko co chce, lecz Adela i Eliza były czymś praktycznie nie do zdobycia .
Ell otworzyła szafkę w zamiarze wyciągnięcia zeszytu do j. polskiego.Gdy nagle poczuła iż unosi się do góry.....
wtorek, 20 listopada 2012
Wiem,że za często wrzucam posty,no ale cóż uzależniłam się :)
A ,ot większy fragment mojego opowiadania 1
Była tam sama,stała w swym zapatrzeniu .Obserwując innych,lecz to ona była inna
Zimny wiatr popychał ją w plecy ,jej czerwony płaszcz został zmechacony do granic możliwości.
Rude włosy tańczyły z każdą nadchodzącą sekundą,oczy,zielone perły błyszczały na tle białego futra ,którym okryta była cmentarna ziemia.Usta,wielkie czerwone serce wyróżniało się w tętnie tej jakże bogatej w życie osobie.Każdy oddech podkreślał talie przypominającą gruszkę,dziewczyna,obdarzona urodą wenus,krążyła wzrokiem do koła.Nagle za swym odbiciem usłyszała męski znajomy głos:
-Ell...-Krzyknął mężczyzna nie pewnie
-John....
-Hymm...wiedziałem że cię tu spotkam!!-rzucił zadziornie.
-Wiesz ile nasza ostatnia rozmowa dla mnie znaczyła
-Wiem,dlatego chciałem ci oznajmić iż nasza dotychczasowa znajomość musi,zakończyć się na tym o to poziomie !-Oznajmił zawadiacko John.
-Ty sobie żartujesz ?!Ty myślisz że to tak łatwo o kimś zapomnieć-Powiedziała Ell,ze łzami w oczach.
-Tak tak wszem i wobec śmie twierdzić!
-Haha,dobre,dobre....
Ell,odwróciła się na pięcie i starała się uciec ,lecz on złapał ją za rękę.Czarno włosy mężczyzna,o wielkich jak ocean ,szkarłatnych oczach.Spojrzał się na dziewczynę błagalnym wzrokiem:
-Nie masz mi nic do powiedzenia ?!-Nerwowo ,spytał mężczyzna
-O ,co ci chodzi ?!
-Ty już dobrze wiesz
Czarna bluzka chłopaka podwinęła mu się z lekka i było widać kawałek jego tatuażu.
Co najbardziej dziwiło dziewczynę?
Fakt iż był grudzień,a owy mężczyzna ubrany był w czarny podkoszulek,dżinsy i glany!!!!
To ,znowu ja! Chciałabym pokazać wam fragment jednego z moich opowiadań.Ok ,oto i ono
Stała,tam na pełnym bezdrożu ,wpatrując się w szarą pustkę złudzeń,która zaś malowała swe odbicie na twarzach innych bez istotnych dusz.
Nie wiedziała cóż ma poczynić,jego imię wzbudzało w niej odrazę,kiedy tylko pomyślała iż nawiązywała z nim jakąkolwiek formę kontaktu ,jej oczy zaczynały wylewać troski.
Lecz, on był dla niej kimś więcej,on był dla niej poczuciem bezpieczeństwa,poczuciem wiecznej beztroski.Dawał jej radość z dotyku,lecz ona pragnęła czegoś więcej ,jej zamiary względem jego były większe niż nawet ich wspólna nienawiść.
No,to by było na tyle.Nie czekam na multum komentarzy,ale jak by wam się podobało,lub nie to piszcie co mam zmienić.
Stała,tam na pełnym bezdrożu ,wpatrując się w szarą pustkę złudzeń,która zaś malowała swe odbicie na twarzach innych bez istotnych dusz.
Nie wiedziała cóż ma poczynić,jego imię wzbudzało w niej odrazę,kiedy tylko pomyślała iż nawiązywała z nim jakąkolwiek formę kontaktu ,jej oczy zaczynały wylewać troski.
Lecz, on był dla niej kimś więcej,on był dla niej poczuciem bezpieczeństwa,poczuciem wiecznej beztroski.Dawał jej radość z dotyku,lecz ona pragnęła czegoś więcej ,jej zamiary względem jego były większe niż nawet ich wspólna nienawiść.

poniedziałek, 19 listopada 2012
Nasz bunt..
Bunt,dla każdego z nas bunt ma inne znaczenie.Jedni buntują się z powodów materialnych,a drudzy z powodów głębszych,lecz wszyscy mamy jeden cel,chcemy zmienić to ,to co nazywają przyzwyczajeniami !!!
Piszcie w komentarzach jak wy się buntujecie i o co walczycie ?!!
Piszcie w komentarzach jak wy się buntujecie i o co walczycie ?!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)